środa, 26 czerwca 2013

Pączki w Tłuszczu: "Kolejny singiel może okazać się zaskoczeniem"

Pączki w Tłuszczu to rockowe dźwięki osadzone w popowych klimatach. Wokalistą zespołu jest jeden z najpopularniejszych aktorów dzisiejszej dekady, czyli Tomasz Karolak. Drugim wokalistą i gitarzystą jest Bartosz Miecznikowski, który współpracuje z polskimi, największymi gwiazdami, m.in. Honoratą Skarbek, Robertem Chojnacki i Jeden Osiem L. Wielu słuchaczy zastanawia się, skąd wziął się pomysł na tak szaloną nazwę zespołu. Jak tłumaczą jego członkowie to ironia, w której śmieją się ze swojej wagi. 

Ich mocnym debiutem był występ podczas koncertu Trendy na festiwalu w Sopocie, czyli  Tylko Bądź, do której słowa napisał sam Paweł Kukiz, to zapowiedź pierwszego albumu Pączków W Tłuszczu. Płyta z debiutanckim materiałem ma mieć swoją premierę po wakacjach 2013 roku.



Ewa: Witajcie! Jakie pączki lubicie najbardziej?
Pączki w tłuszczu: Lubimy wszystkie rodzaje pączków:)

Ewa: zespół to moja marzenie z dzieciństwa.Cieszę się że to się "dzieje",pracujemy nad płytą i jest super!

Tomek Karolak: .zespół to moja marzenie z dzieciństwa. Cieszę się że to się "dzieje",pracujemy nad płytą i jest super!
Bartek Miecznikowski :Mimo że od dawna pracuję jako muzyk sesyjny,to własny zespół jest spełnieniem marzeń i bardzo się z tego cieszę.

E:  Nie obawiacie się, że na Wasze koncerty będą przychodzić fani Tomka Karolaka jako aktora, a nie fani Waszej muzycznej twórczości?
PwT: Na koncerty zapraszamy wszystkich bez względu na to czyimi są fanami:)Mamy nadzieję wypracować sobie własną Pączkowa publiczność

E:  Większość Polaków dowiedziała się o istnieniu kapeli podczas festiwalu w Sopocie. Z jakimi reakcjami ze strony fanów spotkaliście się po owym koncercie?
PwT: Reakcje ludzi są bardzo pozytywne.My dopiero zaczynamy swoją działalność. Będzie o nas słychać coraz więcej.

E:  Pamiętacie ten dzień, gdy dowiedzieliście się, że dostaliście się do finału koncertu trendy i będziecie konkurować z wieloma, znakomitymi artystami. Jakie uczucia Wam towarzyszyły?
PwT: Nie pojechaliśmy tam z nikim konkurować:)Ucieszyliśmy się bardzo,potraktowaliśmy ten występ jako"pierwsze koty..."

E: Jak wspominacie występ na festiwalu?
PwT: Super atmosfera,bardzo pozytywnie.

E:  Tomku, jesteś aktorem masz swój teatr, Ty Bartku na co dzień współpracujesz ze znanymi, polskimi muzykami. Mniemam, że jesteście bardzo zapracowani. Macie jeszcze czas i siłę na próby i koncerty?
T.Jakoś tak mi się wszystko układa,że mam czas na wszystko:)
B.Mimo że pracuje u boku różnych artystów to Pączki traktuje priorytetowo. Wiec czas mam.

E: . Mówicie, że śpiewacie dla pięknych kobiet, czyli gracie dlatego, aby mieć grono wiernych groupies? W końcu wokaliści i gitarzyści mają największe powodzenie.
PwT: Śpiewamy dla kobiet ale na płycie będą też "męskie" piosenki.Czy będą groupies,czas pokaże:)

E: . Pracujecie nad debiutanckim krążkiem. Czy będzie on cały osadzony w popowym klimacie?
PwT: Płyta będzie w klimacie pop rockowym,dużo gitarowego grania.Teksty z przymrożeniem oka.Kolejny singiel może okazać się zaskoczeniem:)

E: . Skąd czerpiecie inspiracje?
PwT: Inspiracje czerpiemy od naszych muzycznych idoli - Whitesnake, Bon Jovi generalnie rockowe klimaty.

E:  Jakiej muzyki słuchacie na co dzień?
PwT: tego co w nr 10:)

E:  O czym marzycie?
PwT: Marzymy o tym by grać wielkie trasy takie jak Bryan Adams:) A tak realnie, by grać jak najwięcej koncertów i wydawać kolejne płyty.



zdj. muzyka.re.pl

sobota, 22 czerwca 2013

Hope: "Jesteśmy w szczytowej formie"

Grają nu metal oraz rapcore. Jest ich ośmiu. Doczekali się swojej karty na Wikipedii. W 2012 roku spełniło się ich marzenie i zagrali na dużej scenie na Przystanku Woodstock. W 2013 roku dadzą czadu na Scenie Małej ;-) Na codzień pracują, a w wolnych chwilach pracują nad chlubą i sławą zespołu. Odznaczają się dystansem do świata i niesamowitym poczuciem humoru. Dobra, dosyć tego słodzenia. Zapraszam na wywiad z Kroto(wokalistą) i Adim(gitarzystą) zespołu Hope! Miłej lektury!

Ewa: Witajcie serdecznie. Jak się czujecie?

Kroto: Dzięki że pytasz! Boli mnie noga.
Adi: A dziękuje bardzo dobrze. Troche katar złapałem ale ogólnie dobrze ;)

Ewa: Waszym marzeniem jest zarobienie dużej ilości gotówki. Jak jest z jego realizacją? Da radę utrzymać się z grania?

Adi: Dokładnie rzecz ujmując to piniondzorów :) ale prawde mówiąc tak ironizujemy w wywiadach bo jesteśmy świadomi tego że nie da się w tym kraju żyć z grania chyba że sie bierze ponad 20 tyś. za koncert a jak się pewnie domyślasz nie dostajemy tyle... ;)

Kroto: Mamy spory kapitał w postaci zwrotnych butelek po piwie. Z takim zabezpieczeniem finansowym możemy spokojnie skupić się na muzyce którą kochamy.

Ewa: Muzyka nie chce się od Was odpierd*** ;-D Jakich metod się łapaliście, aby się jej wyzbyć z Waszych ciał i dusz?

Adi: staramy się siedzieć na próbie i w ogóle nie grać... siedzimy, gadamy, pijemy, żartujemy ale zawsze coś w nas pęknie i po 2-3 godz. chwytamy za instrumenty i ładujemy ile fabryka dała. I tak w kółko...

Ewa: Wasz najnowszy krążek podobno nas słuchaczy – zmiażdży. Czyli – rozumiem – jesteście zadowoleni z efektów Waszej pracy?

Adi: Szczerze to wierze w nasz gust (mało skromnie ;) i on jeszcze nigdy nas nie zawiódł. Idąc tym tropem jeśli już surowe nagrania z salki nas zmiażdżyły to.... no właśnie ;)

Kroto: Jesteśmy w szczytowej formie i w idealnym momencie na nagranie naszej pierwszej płyty. Gramy od ładnych paru lat a do tej pory nagraliśmy dwie demówki, które nota bene zostały wydane jako oficjalny album m.in. w Japonii. To niewiele jak na zespół grający tak długo ale nie mamy z tym problemu. Mamy wielki szacunek do tego co robimy i nie chcemy rozmieniać naszej muzyki na drobne tylko stworzyć najlepszą muzę wkładając w to całe serce. Albo robisz coś na sto procent albo daj sobie z tym spokój.

Ewa: Ośmiu osobników tej samej płci. Nie uwierzę, że nie dochodzi między Wami do kłótni. A teraz przyznajcie się mi bez bicia - o co najczęściej się kłócicie?
Adi: o butelki z salki prób ;) Swoją drogą jesteśmy przedstawicielami tej samej płci ale akurat nie tej kłótliwej ;)
Kroto: Co nie znaczy że konflikty się nie zdarzają. Jeśli chodzi o muzykę nie uznajemy czegoś takiego jak kompromis więc dochodzi czasem do kłótni. Adi kiedyś jednego z nas polał benzyną i próbował podpalić. Na szczęście miał tylko jeden krzemień.

Ewa:  Nie bez przyczyny mawia się, że muzyka jest „wymagającą kochanką”…Czy zdarza się Wam, że rezygnujecie z pewnych rzeczy na rzecz Waszej kariery muzycznej?

Adi : Cały czas!
Kroto: Nie zdarza się żebyśmy z czegoś nie rezygnowali. Rezygnujemy chociażby z wakacji bo cały urlop poświęcamy na granie koncertów. Każdy z nas pracuje na pełen etat a zaraz po zakończeniu pracy biegniemy na salkę prób albo jedziemy na koncert. Nie jest łatwo żyć z kimś kto ma taki tryb życia dlatego trzeba się cieszyć że nasze rodziny jeszcze z nami wytrzymują 

Ewa: Jakie wspomnienia macie z zeszłorocznego Woodstocku?

Kroto: Spełniliśmy tam nasze gówniarskie marzenie. Do teraz jak o tym myślę mam dreszcze. Jurek Owsiak kiedyś powiedział „jak się was słucha to nie można się powstrzymać od skakania”. Swoją drogą potwierdził te słowa szalejąc w tłumie na naszym koncercie podczas tegorocznych eliminacji.

Adi : Kazdy kto gra w jakieś kapeli marzy o koncercie na Woodstocku. Mega wielka impreza i pełen profesjonalizm. Fajnie było po tylu latach jeżdżenia zobaczyć że chaos tam to tylko złudzenie. W tym roku zobaczymy co się dzieje pod małą sceną ;)

Ewa:  Jak to się stało, że do występu zaprosiliście Liroya? Utrzymujecie z nim obecnie kontakt?

Kroto: Zawsze marzyłem o tym żeby kiedyś poznać Liroya. To przez niego od dziesiątego roku życia mój szkolny dzienniczek zapełniał się naganami. Znałem te cholerne kawałki na pamięć. Adi podłapał temat a Liroy zgodził się bo jak się okazało znał już naszą muzykę. Zagraliśmy razem na Woodstocku cover „Scoobiedoo Ya” i „Skaczcie do Góry” i od tego czasu jesteśmy zajebistymi kumplami. Planujemy wspólną trasę LIROY/HOPE oraz coś jeszcze ale to niespodzianka.

Ewa:  Przyjaźnicie się z Materią. Jak doszło do zacieśnienia stosunków między Wami?

Kroto: Grając wspólnie koncerty, śpiąc na tej samej podłodze przebywając z kimś 24h poznajesz człowieka bardzo szybko. Mogę śmiało powiedzieć że im lepiej ich znam tym bardziej ich szanuję. Mieliśmy dużo wspólnych przygód które pokazały że możemy na siebie liczyć. Kochamy tych skurczybyków i trzymamy za nich mocno kciuki.

Adi : „Gangstersko – rock and rollowy” styl to kostium. Lubimy po prostu dobrych ludzi bo tacy się przyciągają;)

Ewa:  Czy zmotywowani sukcesem Materii w MBTM pokusicie się o udział w następnej edycji?

Kroto: Nie. Rozmawialiśmy o tym z chłopakami z Materii i te wariaty nawet mają plan jakie kawałki powinniśmy tam zagrać co jest bardzo miłe ale to nigdy się nie stanie. Idziemy inną drogą co nie znaczy, że nie wspieraliśmy znajomych zespołów, które w tym programie uczestniczyły i nie wysyłaliśmy tych cholernych sms’ów.
Miałem łzy w oczach widząc Adiego z Materii ubranego w naszą koszulkę na finale MBTM!!!

Adi : U mnie zrobiliśmy spotkanie , zeszło się pełno ludzi, jeszcze więcej piw i nerwy były jak na finałach mistrzostw świata z udziałem Polskiej Reprezentacji (przynajmniej tak sobie wyobrażam bo nigdy tego nie doświadczę ;)

Ewa: Proszę na sam koniec dokończcie zdanie...Macie nadzieję, że na rynku muzycznym...

Kroto: My nie mamy nadziei…My nią jesteśmy.


zdj. materiały promocyjne Hope



sobota, 8 czerwca 2013

Mother & The Fukcers: "Szukamy własnej drogi"

Historia zespołu w obecnym składzie rozpoczęła się w sierpniu ubiegłego roku. Od tej pory jest ich czworo - matka i trzech fakersów. Zamknięci w sali prób, napisali teksty od nowa i szybko wróciliśmy do grania po wcześniejszych różnych przejściach i roszad w grupie. Grają coraz więcej koncertów, oswajając się nieco z nową sytuacją i aktualnie starają się powiększać grono odbiorców, jak i pracować nad nowymi utworami. Ich basista - Kamil, jako najpraktyczniejsza osoba w zespole wynajduje przeróżne miejsca, w których mogą odgrywać swój repertuar. /źródło: http://www.krakow.fama.org.pl/



Dominika Wojtas - perkusja akustyczna - 1993
Kamil Kołodziejczyk - gitara superbasowa - 1992
Ryszard Czernecki - gitara superelektryczna - 1992
Łukasz Kastelik - wokal, gitara, komputer - 1992

My zapraszamy do zapoznania się z zespołem, bo warto  i polubienia ich profilu na fejsie: http://www.facebook.com/deFakers?fref=ts


Ewa: Nazwa Waszego zespołu jest dość kontrowersyjna. Nigdy nie obawialiście się, że będziecie przez nią szufladkowani?
Ryszard: Już jesteśmy. Kilka razy odmówiono nam występu ze względu na nazwę, szczególnie w przypadku grania na imprezach organizowanych przez uczelnie. Jeżeli zaś chodzi o stricte szufladkowanie - po pierwszym koncercie już jako kwartet, ktoś napisał że nie mając z nami wcześniej styczności, szykował się na zbuntowanych hip-hopowców. Cóż, zapewne miło się rozczarował.
Ukasz: Szczerze mówiąc, to gdyby się jakoś głębiej zastanawiać - ta nazwa jest po prostu głupia. Gdy została wymyślona, to nie dorabialiśmy do tego jakiejś specjalnej teorii spiskowej dziejów. Nie ulega wątpliwości, że jest kontrowersyjna, ale szczerze mówiąc - to tylko nazwa. Wolimy się skupić na rzeczy, dla której zawiązaliśmy ten cały grajdołek. Ma jedną podstawową zaletę - wbija się w pamięć. Czy pozytywnie, czy negatywnie - to zostawiamy obecnym, bądź potencjalnym odbiorcom.
Nie wiem jak reszta kompanów mych, ale ja ją bardzo lubię.
Koliber: Owszem jest kontrowersyjna, nawet dokładnie nie wiem skąd się wzięła. Taka nazwa ma i swoje plusy i minusy. Na pewno jesteśmy zapamiętywani, przez ów nazwę. Cierpimy niestety na festiwalach którym taka nazwa się nie podoba, no i jesteśmy myleni z hip-hop'owymi bandami.

Ewa: Na początku byli sobie Franaschek, Koliber i Ukasch, którzy wymyślili sobie, że będą grać razem. W jakich okolicznościach zrodził się ten projekt?
Ukasz: Było zimno. Totalne odludzie, gdzie kamienie mówiły dobranoc, a nas samych pilnował pies o wdzięcznym imieniu Ruda. To było jakieś dwa lata temu, może troszkę mniej. W pierwszej fazie rzeczywiście można było to nazwać projektem -zbieranie różnych zlepków, pomysłów, hałasów, jęków i innych odgłosów w formę przyswajalną. To były naprawdę dłuuugie godziny. Teraz zespół wygląda trochę inaczej - Franek już z nami nie gra, ale myślę, że słychać dalej wpływ Jego i tamtych specyficznych, acz bardzo ciekawych i inspirujących spotkań.
Koliber: Tak naprawdę, wszystko to co później można było nazwać zespołem narodziło się z dniem, kiedy zaczęło nam się (mnie i Ukaszowi) nudzić po rozpadzie wcześniejszego projektu( projekt metalowy ). Postanowiliśmy wspólnie tworzyć i szukać czegoś co będzie nas ciekawiło i do nas pasowało. Trwało to bardzo długo, bo traktowaliśmy to stricte jak zabawę i spotykaliśmy się dość rzadko. Po kilku tygodniach, Ukasz zaproponował Franka by dołączył do naszej dwójki i tak naprawdę w tedy wszystko ruszyło. Zaczęły się próby i poszukiwanie perkusisty. Jak narodził się ten projekt? Można powiedzieć, że narodził się z naprawdę dobrej zabawy.

Ewa:  Potem doszło do powiększenia dream team-u...Skąd wytrzasnęliście Miśkę i Ryszarda?
Ukasz: Z tzw. "Internetów". Przynajmniej Rysia, bo Misia została przyprowadzona na próbę właśnie przez Rysia. Później się okazało, że świat jest mały i mamy wspólnych znajomych. Także przypuszczam, że prędzej czy później byśmy się na siebie nawzajem natknęli, bez tzw. "Internetów".
Koliber: Tak naprawdę to przez nasz dream team przewiniły się jeszcze 3 osoby: 2 perkusistów i 1 gitarzysta. Gdy po raz kolejny zostaliśmy w trójkę, skierowaliśmy się z pomocą do technologi zwanej internetem. Tak odnalazł się Rysiu, który trzeba przyznać, zauroczył nas swoją grą na supergitarze. Tak się jakoś złożyło, że Rysiek znał pewną piękną, młodą perkusistkę którą pewnego dnia przyprowadził na próbę. No i tak już zostało.
Ryszard: Kryterium, którym się kierowaliśmy przy doborze członków była ich uroda. Ta dwójka zdecydowanie wyprzedzała całą resztę kandydatów.
Ukasz: Co do urody - podpisuję się rękami i nogami.

Ewa:  Muzyką zajmujecie się zawodowo, czy hobbystycznie?
Ryszard: Póki co to raczej jedyne zajęcie, które przynosi nam jakikolwiek zysk. Obawiam się jednak, iż to za mało by móc powiedzieć że zajmujemy się tym zawodowo. Wydaje nam się, że obraliśmy dobry kurs do tego by tak się stało, ale przed nami jeszcze długa droga.
Koliber: Robimy wszytko by zajmować się muzyką zawodowo.
Ukasz: Osobiście traktuję to pytanie jako komplement. Oczywiście jako hobby, choć każdy chciałby zgoła innej odpowiedzi.

Ewa:  Jedna niewiasta i 3 facetów. Kto dominuje w składzie?
Ryszard: Ten kto ma więcej pałeczek, naturalnie.
Ukasz: Przeważnie wszyscy przeważają.
Koliber: Wprowadziliśmy demokracje. Mamy taką urnę wyborczą i co roku głosujemy na dyktatora, który ma objąć kadencje.

Ewa:  Dominiko - dlaczego grasz właśnie na perkusji?? Według stereotypów to wyjątkowo męski instrument 
Miśka: Długo zastanawiałam się nad wyborem instrumentu. Wiedziałam, że chce grać, ale nie miałam pojęcia na czym- przecież każdy instrument ma w sobie coś interesującego- ale zgodnie ze swoim charakterem w końcu stanęło na perkusji. Instrument ten jest bardzo trudny pod względem grania emocjami, trzeba JĄ naprawdę blisko poznać żeby wiedzieć gdzie i jak "pieścić", by wydobyć z niej właściwy dźwięk. Chyba niestety w moim przypadku wybór instrumentu nie był owiany jakąś ciekawą historią, myślę, że po prostu mnie uwiódł. Jak się okazuje ONA również mnie pokochała i chociaż czasem się kłócimy to tworzymy naprawdę piękny związek muzyk-instrument. Kiedy zaczynałam naukę byłam faktycznie jedną z nielicznych dziewczyn, które się na to odważyły- wydaje mi się, że strach wynika z błędnego myślenia o technice grania, większość uważa, że trzeba mieć dużo siły co jest bardzo niepoprawnym podejściem- i nie zrezygnowały.


Ewa:  Możecie nam opowiedzieć co nieco o Waszej twórczości?
Ryszard: Uważamy, że to twórczość powinna mówić sama za siebie. Mówić o muzyce, to tak jak pachnieć o malarstwie. Niech słuchacze sami nas ocenią.
Koliber: O naszej twórczości... Na którymś festiwalu ktoś ładnie nas opisał, że gramy coś pomiędzy Jackiem White'm, a Świetlikami. Ostro, a zarazem poetycko. Nie wiem czy jest to dobry opis tego co gramy ale mnie osobiście się bardzo podoba i tego się trzymajmy
Ukasz: Jakiś czas temu wpadło mi do głowy określenie indie-metal, ale to takie określenie bardzo nieśmieszne i chyba niesprawiedliwe. Ja osobiście nie lubię tzw. szufladek, także samo konkretne określenie twórczości jest dla mnie awykonalne. W czasach, kiedy jest zespołów W CHOLERĘ i prawie wszystko już zostało wymyślone (obym się mylił!) kapele różnią się od siebie detalami, czasami wręcz niezauważalnymi. Co do samej twórczości-nie będę oryginalny, jeśli powiem, że szukamy własnej drogi. Zresztą to powinno być odgórne założenie każdej kapeli, a świat byłby wtedy znacznie piękniejszy.

Ewa: Większość tekstów jest skierowana do pewnej, złej kobiety. Czy ona istnieje narawdę, czy została stworzona na potrzeby piosenek?
Ukasz: Czasem istnieje, czasem nie. Tak właściwie to ona w sumie taka zła nie jest. W afekcie facet jest w stanie dużo różnych rzeczy wyrazić, nie zawsze fair.

Ewa:  Kto przychodzi na Wasze koncerty?
Ryszard: Łukasz, Kamil, Dominika i Ryszard.
Koliber: Na razie większość to znajomi, ale z koncertu na koncert grono się powiększa.
Ukasz: Większość mogę wymienić z imienia, nazwiska i numeru buta. Jestem naszej bojówce tak cholernie wdzięczny, że tego chyba nie da się opisać.
Ale są też ludzie ze słabszą średnią koncertową, którym jestem równie wdzięczny. Tak właściwie to jestem wdzięczny wszystkim, którzy poświęcają choć odrobinę uwagi.

Ewa:  Lubicie robić dobrze swoim fanom?
Ukasz: Trzeba owych fanów zapytać, czy robimy im dobrze w ogóle.
Ryszard: Preferujemy raczej zabawy w samotności... Sami sobie robimy dobrze, a to czy ktoś to kupi nie jest naszym problemem. Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, więc po co się ograniczać? Opinie widzów są dla nas sugestią, ale to co o nich sądzimy, oraz czy się do nich zastosujemy pozostaje zazwyczaj naszą słodką tajemnicą.
Koliber: Zdecydowanie nie. Robimy swoje i liczymy na to, że mimo wszystko komuś to co tworzymy się podoba.

Ewa: Jakie jest Wasze największe muzyczne marzenie?
Koliber: Chyba jak każdego młodego zespołu, móc to robić całe życie i mieć jednocześnie za co żyć.
Ryszard: Robić to co kochamy i móc z tego żyć.
Ukasz: Z mojej strony - chciałbym umieć ładnie grać i śpiewać.

Ewa:  Macie swoje ulubione miejsce w Krakowie?
Miśka: Cały Kraków jest naszym ulubionym miejscem.
Koliber: Jeżeli chodzi o kluby w których graliśmy, to zdecydowanie Żaczek i Zaścianek. Mi osobiście bardzo się tam podobało i bardzo mile je wspominam Ale muszę przyznać, że jak na razie w nie za wielu miejscach było nam dane grać, wiec ciężko wypowiadać się o ulubionych.
Ryszard: Zdecydowanie aleje Trzech Wieszczów po 15.
Ukasz: Najbardziej lubię komunikację miejską, bo wtedy jestem fair w stosunku do całego Krakowa i mogę widzieć owe miasto w całej okazałości.

Ewa:  Czego możemy Wam życzyć?
Miśka: Spełnienia.
Ukasz: Pokory i wytrwałości.
Koliber: W sumie fajnie byłoby gdyby ludzie wreszcie zaczęli słyszeć bas.
Ryszard: Zapiekanek i brokułów.


zdj. Fama Kraków

środa, 5 czerwca 2013

Clock Machine: My dajemy energię ze sceny, ludzie ją odbijają...

Mówią o sobie: "Czterech zdrowych chłopaków chwyciło za instrumenty by zniszczyć wasze szare życie. Rock'n'roll bez wyrzutów sumienia może odejść na emeryturę, nadchodzi Clock Machine. Są młodzi, przystojni i bez skrupułów. Zwinęli główne nagrody mi.: na festiwalu FAMA 2011, Konkursie Zespołów Rockowych w Wadowicach, juwenaliowym przeglądzie kapel studenckich 2011. Wychowani na krakowskich przedmieściach pną się do miejsca z którego droga prowadzi już tylko w dół". 

'Ewa:  Robię trzeci po kolei wywiad z kolejną świetną krakowską kapelą: wcześniej byli Straight Jack Cat oraz Mother& The Fuckers. Jako rodowici Krakowianie może zdradzicie nam dlaczego Kraków jest kuźnią talentów? 
Clock Machine: W każdym mieście jest mnóstwo świetnych zespołów, jeżdżąc w trasy poznaliśmy ich naprawdę sporo, więc Kraków nie jest wyjątkiem. Żyjemy w dobrych czasach, założenie z kumplami kapeli i granie muzyki jest banalnie proste. A dobre zespoły biorą się z zaangażowania ludzi którzy je tworzą. Straight Jack Cat nie wiem skąd się wzięło, na pewno są z kosmosu :P

E:  Czy między krakowskimi zespołami pojawia się rywalizacja?
CM: Między niektórymi niestety tak, naszym zdaniem jest to całkowicie bezsensowne. Rynek może uratować tylko wzajemna pomoc, wspólne granie koncertów a nie walka o fanów, wtedy cała ta machina wystartowałaby znacznie szybciej i skuteczniej. U nas w mieście ku takiej idei powstała Krakowska Scena Muzyczna, która pomaga i wspiera wszystkie zespoły, nie tylko z Krakowa, jest to świetna inicjatywa.

E: : Pozostańmy przy krakowskim wątku. Miejscowi gratulują Wam, czy patrzą na Was z zazdrością?
CM: Jedni gratulują, inni zazdroszczą. Normalne we współczesnym świecie. Nie zważamy na to, robimy swoje, mamy wizję na granie i sposób bycia, chyba troszkę odbiegającą od tej ogólnie przyjętej. Ale zawsze chętnie dzielimy się doświadczeniami i przemyśleniami, wystarczy zapytać.

E: Jesteście po kwietniowo - majowej trasie koncertowej. Jak było?
CM: Tak, trip był świetny, z każdej trasy na kolejną jest coraz ciekawiej, lepiej, więcej koncertów, ludzi, sympatycznych ludzi.

E: 2 maja graliście na studenckiej imprezie w Grecji. Czy tamtejsi żacy różnią się znacząco od naszych?
CM: Ciężko stwierdzić, to była bardziej impreza polska w Grecji i na naszym koncercie w 98% byli sami Polacy. Jeśli jednak chodzi o tamtejszych ludzi to niesamowicie dużo od nich wyciągnęliśmy po powrocie, zawsze na wszystko jest czas, po dobrym obiedzie koniecznie trzeba się położyć i nie ma żadnych problemów :)

E:  Na swoim koncie macie sporo sukcesów. Który dla Was ma największe znaczenie i dlaczego? 
CM: Patrząc z perspektywy czasu najważniejsze było zwycięstwo na FAMIE w Świnoujściu. To był pierwszy tak duży sukces, który pokazał że mamy w sobie potencjał, i bardzo nas zjednoczył jako kumpli. Przez dwa tygodnie siedzieliśmy tam w małej salce przygotowując się do koncertu finałowego, po czym chodziliśmy na plaże. Wieczorami z kolei oglądaliśmy jak grają inni. Do wszystkich zespołów świata: Zgłaszajcie się na FAMĘ! :)
A potem wszystko działo się samo, Empik Make More Music, Coma, Orange Warsaw i Woodstock
 
E:  Podczas koncertów dajecie power, który rozrusza nawet największego sztywniaka. Skąd bierzecie moc?
CM: Endorfina uzależnia. Wydziela się po każdym dobrym koncercie i za każdym razem chcemy znowu osiągnąć ten stan, dając z siebie milion procent. Moc czerpiemy od naszych fanów, przyjaciół i od samych siebie. To jest jak odbicie fali, my dajemy energię ze sceny, ludzie ją odbijają, my znów i tak w przeciągu kilkunastu minut wszystko się tak namnaża, że sami nie wiemy co się dzieje.

E:  Pytanie od mojej koleżanki, zakochanej w Was: Jak powinna wyglądać idealna fanka, która ma szansę u czwórki uroczych facetów?
CM: Tak, tak, pytanie od koleżanki, znamy te numery:D Jak powinna wyglądać? Zdecydowanie powinna mieć nogi, ręce, sprawnie rozwiązywać krzyżówki i ładnie się uśmiechać :)

E:  Śpiewacie w języku angielskim. Nie spotkały Was z tego powodu żadne nieprzyjemności, bo ja spotkałam się z głosami, że Polacy powinni grać w języku ojczystym.
CM: Nie, nie spotkały nas. A na nowej płycie będzie trochę numerów po polsku.

E: Wasza  płyta długogrająca jeszcze nie została wydana, ale już okrzyknięto ją debiutem roku. Nie czujecie z tego powodu presji?
CM: Hmmm, debiut roku... może w ogóle tak właśnie ją nazwiemy? :P Nie ma żadnej presji, nagrywamy to co czujemy i chcemy to pokazać ludziom którzy chcą nas słuchać.

E:  Jakiej muzyki prywatnie słuchają członkowie Clock Machine?
CM: Piotrek słucha techno i czarnego rapu tam są najlepsze bity, Michał czerpie inspiracje z polskiej muzyki dyskotekowej, Igor jest pożeraczem grandżu, a Kuba słucha radio i telewizora.

E: Czym nas zaskoczycie jeszcze w tym roku?
CM: Chcemy zagrać na Woodstock, wydać płytę, całą jesień koncertować gdzie się da, i zwieńczyć to występem w "Kawa czy Herbata".


zdj. muzyka.onet.pl