piątek, 17 maja 2013

40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach: stereotypizacja ułatwia życie

40 synów i 30 wnuków jeżdżacych na 70 oślętach to najprawdopodonniej najdłusza nazwa kapeli w Polsce ;) Zespół nie składa się z 70, ale z 6 Panów. Na swoim końcie mają jedną płytę demo i 4 krążki długogrające. Początki ich istnienia sięgają roku 1999. Ich brzmienie jestakustyczne,  folkrockowe. Natomiast kompozycje i aranżacje można podpiąć pod wiele gatunków. Inspiracje do tekstów  czerpią z Pisma Świętego i życia.

Wywiadu udzielił nam Marcin Oleksy, który pisze komponuje, rysuje, śpiewa, gra na gitarze klasycznej i młotku. 

Ewa: Jak doszło do tego, że zaczęliście grać razem?
40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach: Większość z nas w czasie studiów była związana z wrocławskimi „Wawrzynami”. Zdarzało się tam, że graliśmy ze sobą w różnych konfiguracjach nie tworząc jeszcze zespołu, a często nawet, nie za bardzo znając siebie nawzajem. Niektórzy z nas jeszcze przed powstaniem 40i30na70 mieli doświadczenia grania w kapeli (folkowa „Chudoba”, bluesowy „Shooter”...). W wyniku jednak różnych doświadczeń, przemyśleń, lektur zaczęła się rodzić w nas chęć opowiadania o tym, co jest dla nas w życiu najważniejsze – naszej wierze i opowiadania o tym w sposób, w jaki potrafimy najlepiej – muzyką. Potrzebny był impuls, żeby tę plączącą się po „Wawrzynach” „zgraję” pozbierać i stworzyć z tych paru gości zespół. Ten impuls dał nam Robert, który zaczął nas skrzykiwać, zadając każdemu po kolei pytanie w rodzaju: „Kolego, a Ty przypadkiem do zespołu nie chciałbyś dołączyć?” Skład stopniowo się powiększał, zmieniał (mieliśmy nawet przez chwilę w zespole obój), po paru latach do zespołu dołączyli: drugi bębniarz i gitarzysta (śmiejemy się, że po znajomości, bo to brat Roberta) i tak powstało 40i30na70 liczące wbrew swej nazwie 6 członków.

Ewa: Czy żyjecie z muzyki?
40i30na70:  Nie. A przynajmniej na razie;) Mamy w zespole pedagoga, bankiera, archiwistę, specjalistę od telekomunikacji, architekta, lingwistę... Nie jesteśmy zawodowymi muzykami. To jest nasza pasja, której oddajemy się, kiedy tylko możemy. Raz jest łatwiej, raz trudniej, ale jeszcze nigdy nie byliśmy zmuszeni do przerwania naszej działalności. Gramy w niezmienionym składzie, znamy się dobrze, lubimy się, wspieramy i nawet jeśli spotykamy się po jakiejś dłuższej przerwie, mamy ze sobą o czym rozmawiać i potrafimy coś razem stworzyć. Myślę, że tym też jest dla nas muzykowanie. Nie jest to źródło utrzymania, choć skłamałbym, jeślibym powiedział, że nie dostajemy za koncerty wynagrodzenia. W większości przypadków otrzymujemy gaże. Cieszymy się z tego, chociażby ze względu na czas, jaki poświęcamy na koncertowanie i nasze (mamy nadzieję) profesjonalne podejście, ale nie jest to dla nas priorytet czy warunek działania. zawsze bierzemy pod uwagę nasze możliwości.

Ewa: Wasze teksty mają głęboką treść i zawierają pewnego rodzaju przesłanie. Czy uważacie, że dzięki muzyce można zmienić swoje życie na lepsze?
40i30na70: To przesłanie płynące z naszych tekstów to głównie Pismo Święte. Coraz częściej pojawiają się też teksty wynikające z naszych doświadczeń, przeżywania wiary, wzlotów i upadków... Nie chcemy być nachalni, ale nie chcemy też być bezpłciowi, tacy niedookreśleni. Nie wiem, czy jest sens śpiewania o rzeczach nieważnych. Czasem rzeczywiście muzyka jest tłem naszego życia, takim dodatkiem do codziennych czynności. Ja jednak za taką muzyką nie przepadam. Zwłaszcza jeśli pojawia się tekst. Tekst o głupotach, to jest tekst zgwałcony. Muzyka z tekstem o głupotach to zgwałcona muzyka. Dlatego chcemy śpiewać o rzeczach dla nas ważnych, a konkretnie o naszej relacji z Bogiem. Mamy nadzieję, że to zachęca ludzi do zastanowienia się nad swoim życiem. Czasem może ktoś usłyszy w naszych piosenkach swoje wątpliwości, problemy... Może ktoś zmieni swoje życie. Ale to się nie dokona bez boskiego działania. Sama muzyka tego nie zrobi (choć według mnie jest najbardziej metafizycznym zjawiskiem na ziemi), ona może pomóc.

Ewa: . Gracie muzykę religijną, która nie jest popularna w naszym kraju. Nie czujecie się zaszufladkowani?

40i30na70: Po pierwsze zastanawiam się, czy to, ze muzyka religijna nie jest popularna, to tak naprawdę nie jest mit. Myślę, że tu chodzi raczej o to, że nie jest obecna w mediach. Ale ile jest w mediach w ogóle dobrej muzyki? Po drugie nie wiem, czy to, co gramy jest muzyką religijną. Na pewno jest muzyką chrześcijańską i to jest jakaś szufladka. To jest normalne, że ludzie szufladkują – stereotypizacja ułatwia życie (pytanie oczywiście, czy trzeba na tym poprzestać). Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, że „muzyka chrześcijańska” bywa traktowana jak nazwa gatunku muzycznego na równi z folkiem, reggae, indie, rockiem, jazzem, post rockiem, hard corem, drum'n'bassem, dubstepem, idm... itd., a przecież każdy z zespołów wykonujących muzykę chrześcijańską reprezentuje jakiś stricte gatunek (albo mix gatunków). I bardzo często robi to na bardzo wysokim poziomie, że przytoczę tu choćby dojrzałe zespoły: New Life'M ze świetnym jazzem (soulem i bluesem), Luxtorpedę (która pomimo dojrzałego wieku muzyków;) dała oddech polskiemu rockowi), czy też młode kapele, takie jak chociażby Love Story (w których muzyce odnajdą się nawet miłośnicy indie folku czy downtempo, tak przynajmniej sugerują zajawki nowej płyty). Ciekawie robi się też w elektronice. Wymienione przeze mnie kapele (i wiele innych, których tu nie przytaczam tylko z tego powodu, że i tak myślę, że się rozgaduję) grają naprawdę dobrą muzykę, choć rzeczywiście mało ich w mediach (ale tu należy cofnąc się do tego, co mówiłem na początku). Przykład Luxtorpedy z albumem roku pokazuje, że muzyka z przesłaniem może się przebić. Nie sądzę jednak, żeby tym, którzy grają taką muzykę, zależało na tym, żeby zostać celebrytami. No i tak na koniec: być zaszufladkowanym do działu „muzyka chrześcijańska” to ja zawsze będę chciał.

Ewa : Czy posiadacie grono wiernych fanów?
40i30na70: Ja bym ich raczej nazwał „przyjaciółmi zespołu”. Bez względu na to, czy znamy się bardzo dobrze, czy są to osoby, które nie znają nas prywatnie, a przychodzą na nasze koncerty. Z wieloma osobami udało nam się poznać bliżej i to czasem w dziwnych okolicznościach (na przykład z rodziną z Torunia, przez to, że, znając już nas jako 40i30na70, byli „przypadkowo” świadkami naszego wypadku samochodowego). Wiemy też, że są osoby, których nie znamy, a kibicują nam, dobrze nam życzą, przychodzą wiernie na koncerty. Z oczywistych względów nie jesteśmy w stanie zawęzić relacji z wszystkimi, ale chyba nie to jest najważniejsze.

Ewa: Co uważacie za swój największy sukces?
40i30na70: Trzeba by pewnie rozmawiać z każdym z osobna. Były w naszym graniu mniej i bardziej spektakularne wydarzenia. Były duże koncerty, koncerty w wyjątkowych miejscach. Były cztery płyty studyjne i jedna koncertowa. Mamy wiernych fanów (przyjaciół zespołu). Trudno mi jednak wskazać taki jeden cel, do którego z wysiłkiem dążyliśmy i który osiągnęliśmy. Myślę, że jednym z największych sukcesów jest to, że jesteśmy nadal razem, ciągle się lubimy, gramy, tworzymy i jesteśmy szczerzy. Ale to wszystko z naszym staraniem, ale głównie dzięki Bogu.

Ewa: Czego możemy Wam życzyć?
40i30na70: Żeby utrzymało się to, o czym mówiłem wyżej;) No i owocnej pracy nad nową płytą


fot. materiały promocyjne zespołu 40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz