sobota, 8 czerwca 2013

Mother & The Fukcers: "Szukamy własnej drogi"

Historia zespołu w obecnym składzie rozpoczęła się w sierpniu ubiegłego roku. Od tej pory jest ich czworo - matka i trzech fakersów. Zamknięci w sali prób, napisali teksty od nowa i szybko wróciliśmy do grania po wcześniejszych różnych przejściach i roszad w grupie. Grają coraz więcej koncertów, oswajając się nieco z nową sytuacją i aktualnie starają się powiększać grono odbiorców, jak i pracować nad nowymi utworami. Ich basista - Kamil, jako najpraktyczniejsza osoba w zespole wynajduje przeróżne miejsca, w których mogą odgrywać swój repertuar. /źródło: http://www.krakow.fama.org.pl/



Dominika Wojtas - perkusja akustyczna - 1993
Kamil Kołodziejczyk - gitara superbasowa - 1992
Ryszard Czernecki - gitara superelektryczna - 1992
Łukasz Kastelik - wokal, gitara, komputer - 1992

My zapraszamy do zapoznania się z zespołem, bo warto  i polubienia ich profilu na fejsie: http://www.facebook.com/deFakers?fref=ts


Ewa: Nazwa Waszego zespołu jest dość kontrowersyjna. Nigdy nie obawialiście się, że będziecie przez nią szufladkowani?
Ryszard: Już jesteśmy. Kilka razy odmówiono nam występu ze względu na nazwę, szczególnie w przypadku grania na imprezach organizowanych przez uczelnie. Jeżeli zaś chodzi o stricte szufladkowanie - po pierwszym koncercie już jako kwartet, ktoś napisał że nie mając z nami wcześniej styczności, szykował się na zbuntowanych hip-hopowców. Cóż, zapewne miło się rozczarował.
Ukasz: Szczerze mówiąc, to gdyby się jakoś głębiej zastanawiać - ta nazwa jest po prostu głupia. Gdy została wymyślona, to nie dorabialiśmy do tego jakiejś specjalnej teorii spiskowej dziejów. Nie ulega wątpliwości, że jest kontrowersyjna, ale szczerze mówiąc - to tylko nazwa. Wolimy się skupić na rzeczy, dla której zawiązaliśmy ten cały grajdołek. Ma jedną podstawową zaletę - wbija się w pamięć. Czy pozytywnie, czy negatywnie - to zostawiamy obecnym, bądź potencjalnym odbiorcom.
Nie wiem jak reszta kompanów mych, ale ja ją bardzo lubię.
Koliber: Owszem jest kontrowersyjna, nawet dokładnie nie wiem skąd się wzięła. Taka nazwa ma i swoje plusy i minusy. Na pewno jesteśmy zapamiętywani, przez ów nazwę. Cierpimy niestety na festiwalach którym taka nazwa się nie podoba, no i jesteśmy myleni z hip-hop'owymi bandami.

Ewa: Na początku byli sobie Franaschek, Koliber i Ukasch, którzy wymyślili sobie, że będą grać razem. W jakich okolicznościach zrodził się ten projekt?
Ukasz: Było zimno. Totalne odludzie, gdzie kamienie mówiły dobranoc, a nas samych pilnował pies o wdzięcznym imieniu Ruda. To było jakieś dwa lata temu, może troszkę mniej. W pierwszej fazie rzeczywiście można było to nazwać projektem -zbieranie różnych zlepków, pomysłów, hałasów, jęków i innych odgłosów w formę przyswajalną. To były naprawdę dłuuugie godziny. Teraz zespół wygląda trochę inaczej - Franek już z nami nie gra, ale myślę, że słychać dalej wpływ Jego i tamtych specyficznych, acz bardzo ciekawych i inspirujących spotkań.
Koliber: Tak naprawdę, wszystko to co później można było nazwać zespołem narodziło się z dniem, kiedy zaczęło nam się (mnie i Ukaszowi) nudzić po rozpadzie wcześniejszego projektu( projekt metalowy ). Postanowiliśmy wspólnie tworzyć i szukać czegoś co będzie nas ciekawiło i do nas pasowało. Trwało to bardzo długo, bo traktowaliśmy to stricte jak zabawę i spotykaliśmy się dość rzadko. Po kilku tygodniach, Ukasz zaproponował Franka by dołączył do naszej dwójki i tak naprawdę w tedy wszystko ruszyło. Zaczęły się próby i poszukiwanie perkusisty. Jak narodził się ten projekt? Można powiedzieć, że narodził się z naprawdę dobrej zabawy.

Ewa:  Potem doszło do powiększenia dream team-u...Skąd wytrzasnęliście Miśkę i Ryszarda?
Ukasz: Z tzw. "Internetów". Przynajmniej Rysia, bo Misia została przyprowadzona na próbę właśnie przez Rysia. Później się okazało, że świat jest mały i mamy wspólnych znajomych. Także przypuszczam, że prędzej czy później byśmy się na siebie nawzajem natknęli, bez tzw. "Internetów".
Koliber: Tak naprawdę to przez nasz dream team przewiniły się jeszcze 3 osoby: 2 perkusistów i 1 gitarzysta. Gdy po raz kolejny zostaliśmy w trójkę, skierowaliśmy się z pomocą do technologi zwanej internetem. Tak odnalazł się Rysiu, który trzeba przyznać, zauroczył nas swoją grą na supergitarze. Tak się jakoś złożyło, że Rysiek znał pewną piękną, młodą perkusistkę którą pewnego dnia przyprowadził na próbę. No i tak już zostało.
Ryszard: Kryterium, którym się kierowaliśmy przy doborze członków była ich uroda. Ta dwójka zdecydowanie wyprzedzała całą resztę kandydatów.
Ukasz: Co do urody - podpisuję się rękami i nogami.

Ewa:  Muzyką zajmujecie się zawodowo, czy hobbystycznie?
Ryszard: Póki co to raczej jedyne zajęcie, które przynosi nam jakikolwiek zysk. Obawiam się jednak, iż to za mało by móc powiedzieć że zajmujemy się tym zawodowo. Wydaje nam się, że obraliśmy dobry kurs do tego by tak się stało, ale przed nami jeszcze długa droga.
Koliber: Robimy wszytko by zajmować się muzyką zawodowo.
Ukasz: Osobiście traktuję to pytanie jako komplement. Oczywiście jako hobby, choć każdy chciałby zgoła innej odpowiedzi.

Ewa:  Jedna niewiasta i 3 facetów. Kto dominuje w składzie?
Ryszard: Ten kto ma więcej pałeczek, naturalnie.
Ukasz: Przeważnie wszyscy przeważają.
Koliber: Wprowadziliśmy demokracje. Mamy taką urnę wyborczą i co roku głosujemy na dyktatora, który ma objąć kadencje.

Ewa:  Dominiko - dlaczego grasz właśnie na perkusji?? Według stereotypów to wyjątkowo męski instrument 
Miśka: Długo zastanawiałam się nad wyborem instrumentu. Wiedziałam, że chce grać, ale nie miałam pojęcia na czym- przecież każdy instrument ma w sobie coś interesującego- ale zgodnie ze swoim charakterem w końcu stanęło na perkusji. Instrument ten jest bardzo trudny pod względem grania emocjami, trzeba JĄ naprawdę blisko poznać żeby wiedzieć gdzie i jak "pieścić", by wydobyć z niej właściwy dźwięk. Chyba niestety w moim przypadku wybór instrumentu nie był owiany jakąś ciekawą historią, myślę, że po prostu mnie uwiódł. Jak się okazuje ONA również mnie pokochała i chociaż czasem się kłócimy to tworzymy naprawdę piękny związek muzyk-instrument. Kiedy zaczynałam naukę byłam faktycznie jedną z nielicznych dziewczyn, które się na to odważyły- wydaje mi się, że strach wynika z błędnego myślenia o technice grania, większość uważa, że trzeba mieć dużo siły co jest bardzo niepoprawnym podejściem- i nie zrezygnowały.


Ewa:  Możecie nam opowiedzieć co nieco o Waszej twórczości?
Ryszard: Uważamy, że to twórczość powinna mówić sama za siebie. Mówić o muzyce, to tak jak pachnieć o malarstwie. Niech słuchacze sami nas ocenią.
Koliber: O naszej twórczości... Na którymś festiwalu ktoś ładnie nas opisał, że gramy coś pomiędzy Jackiem White'm, a Świetlikami. Ostro, a zarazem poetycko. Nie wiem czy jest to dobry opis tego co gramy ale mnie osobiście się bardzo podoba i tego się trzymajmy
Ukasz: Jakiś czas temu wpadło mi do głowy określenie indie-metal, ale to takie określenie bardzo nieśmieszne i chyba niesprawiedliwe. Ja osobiście nie lubię tzw. szufladek, także samo konkretne określenie twórczości jest dla mnie awykonalne. W czasach, kiedy jest zespołów W CHOLERĘ i prawie wszystko już zostało wymyślone (obym się mylił!) kapele różnią się od siebie detalami, czasami wręcz niezauważalnymi. Co do samej twórczości-nie będę oryginalny, jeśli powiem, że szukamy własnej drogi. Zresztą to powinno być odgórne założenie każdej kapeli, a świat byłby wtedy znacznie piękniejszy.

Ewa: Większość tekstów jest skierowana do pewnej, złej kobiety. Czy ona istnieje narawdę, czy została stworzona na potrzeby piosenek?
Ukasz: Czasem istnieje, czasem nie. Tak właściwie to ona w sumie taka zła nie jest. W afekcie facet jest w stanie dużo różnych rzeczy wyrazić, nie zawsze fair.

Ewa:  Kto przychodzi na Wasze koncerty?
Ryszard: Łukasz, Kamil, Dominika i Ryszard.
Koliber: Na razie większość to znajomi, ale z koncertu na koncert grono się powiększa.
Ukasz: Większość mogę wymienić z imienia, nazwiska i numeru buta. Jestem naszej bojówce tak cholernie wdzięczny, że tego chyba nie da się opisać.
Ale są też ludzie ze słabszą średnią koncertową, którym jestem równie wdzięczny. Tak właściwie to jestem wdzięczny wszystkim, którzy poświęcają choć odrobinę uwagi.

Ewa:  Lubicie robić dobrze swoim fanom?
Ukasz: Trzeba owych fanów zapytać, czy robimy im dobrze w ogóle.
Ryszard: Preferujemy raczej zabawy w samotności... Sami sobie robimy dobrze, a to czy ktoś to kupi nie jest naszym problemem. Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, więc po co się ograniczać? Opinie widzów są dla nas sugestią, ale to co o nich sądzimy, oraz czy się do nich zastosujemy pozostaje zazwyczaj naszą słodką tajemnicą.
Koliber: Zdecydowanie nie. Robimy swoje i liczymy na to, że mimo wszystko komuś to co tworzymy się podoba.

Ewa: Jakie jest Wasze największe muzyczne marzenie?
Koliber: Chyba jak każdego młodego zespołu, móc to robić całe życie i mieć jednocześnie za co żyć.
Ryszard: Robić to co kochamy i móc z tego żyć.
Ukasz: Z mojej strony - chciałbym umieć ładnie grać i śpiewać.

Ewa:  Macie swoje ulubione miejsce w Krakowie?
Miśka: Cały Kraków jest naszym ulubionym miejscem.
Koliber: Jeżeli chodzi o kluby w których graliśmy, to zdecydowanie Żaczek i Zaścianek. Mi osobiście bardzo się tam podobało i bardzo mile je wspominam Ale muszę przyznać, że jak na razie w nie za wielu miejscach było nam dane grać, wiec ciężko wypowiadać się o ulubionych.
Ryszard: Zdecydowanie aleje Trzech Wieszczów po 15.
Ukasz: Najbardziej lubię komunikację miejską, bo wtedy jestem fair w stosunku do całego Krakowa i mogę widzieć owe miasto w całej okazałości.

Ewa:  Czego możemy Wam życzyć?
Miśka: Spełnienia.
Ukasz: Pokory i wytrwałości.
Koliber: W sumie fajnie byłoby gdyby ludzie wreszcie zaczęli słyszeć bas.
Ryszard: Zapiekanek i brokułów.


zdj. Fama Kraków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz