sobota, 27 lipca 2013

Kompleks Małego Miasteczka: "Nasze marzenia muzyczne cały czas się spełniają"

fot. Jakub Dylewski
Zespół działa od marca 2012 roku. Jego muzycy swoje pierwsze kroki na scenie stawiali oddzielnie, grając przed miejscową publicznością. Początkowo zespół liczył trzy osoby (wokalistę, basistę i perkusistę), skład powiększył się w ciągu kilku miesięcy o dwóch gitarzystów. W lutym b.r. zespół odwiedził studio by nagrać demo, oraz dał debiutancki koncert w brodnickim klubie muzycznym Stajnia.
W XXII Konfrontacjach Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu KATAR 2013, w głosowaniu internautów zebrał największą ilość głosów i wystąpił w koncercie finałowym w Toruńskim klubie Od Nowa jako Laureat Nagrody Publiczności. W dniu 11 marca zespół zakwalifikował się do finałowej 20-tki II-go etapu prestiżowego konkursu o nagrodę Grand Prix Seven Festival "music & more” 2013 w Węgorzewie. /źródlo: koncertomania.pl

Odpowiedzi udzielali:
Witek Wierzbowski ( perkusja)
Paweł Knorps ( gitara)
Michał Hildebrandt ( wokal)
Kacper Zakrzewski ( gitara)
Marek Orłowski ( bas)

Ewa: Jesteście dumni  z bycia Brodniczanami? ;-)
Kompleks Małego Miasteczka: Jesteśmy z Brodnicy i nie wstydzimy się tego, ale duma to za duże słowo w tym przypadku. Brodnica jest małym miastem, które ma swoje plusy i minusy. Jest marnie jeśli chodzi o kulturę i życie artystyczne.
Kacper: Wykonawcy sprowadzani z koncertami do Brodnicy to niekoniecznie Ci, których my osobiście słuchamy i podziwiamy. Najbliższy teatr – w Toruniu a jedyne kino które istniało w Brodnicy już nie istnieje. Jeśli chodzi o dostęp do kultury to właściwie nie ma nic.
Witek: Mieszkanie w małym mieście to kompletny brak anonimowości. Dzięki temu w Brodnicy dużo ludzi wie, że istnieje nasz zespół.
Michał: Ale prawda o naszym graniu dla ludzi jest taka, że częściej gramy w Toruniu niż u siebie w Brodnicy. W większym mieście nas zauważono, doceniono i mamy sporo propozycji koncertowych. W naszym rodzinnym jakoś nie.
Paweł: Jeśli się sami nie zgłosimy i nie poprosimy o możliwość zagrania to zaproszenia nie ma. Propozycje grania na imprezach w Brodnicy nie padają.
Marek: Nie ma tu miejsc, w których można grać koncerty, bo do wyboru mamy dwa kluby muzyczne, jeden maleńki i bez nagłośnienia a w drugim nagłośnienie niekompletne i nikogo, kto takie nagłośnienie nam jest w stanie profesjonalnie obsłużyć. Graliśmy tam dwa koncerty i każdy z nich to nagłośnieniowa prowizorka.
Michał: W Toruniu graliśmy w czterech różnych klubach i w każdym z nagłośnieniem i akustykiem. Więc jest źle od strony artystycznej i kulturalnej ale jest swojsko, może to jest jakiś plus tej sytuacji.

E: Macie wsparcie od miasta?
Kompleks Małego Miasteczka: Nie. Jedynie jednorazowa pomoc w kwietniu od Wydziału Promocji Urzędu Miasta w rozpowszechnieniu informacji do lokalnych mediów o naszym sukcesie związanym z Seven Festivalem. Były gratulacje w odpowiedzi na naszego maila do Urzędu Miasta, ale o finansowej pomocy nie ma mowy. Nie jesteśmy związani z żadną instytucją, działamy poza Domem Kultury. Nasze próby odbywają się w domu perkusisty. Tak jest wygodniej, mamy próby kiedy chcemy i ile czasu chcemy. Nikt za nami nie stoi, może dlatego tak trudno o jakiekolwiek wsparcie, zespoły działające przy Domu Kultury chociaż bez sukcesów ale są pokazywane i promowane na imprezach miejskich. Zagraliśmy podczas Dni Brodnicy tylko dlatego, że się tam sami „wprosiliśmy” i mocno zabiegaliśmy o to żeby dostać chociaż pół godziny grania, ponieważ chcieliśmy raz spróbować zagrać na dużej scenie i porządnym nagłośnieniu, zrobić sobie taką próbę generalną przed Sevenem. Miasto nie, ale prywatnie ludzie – owszem. Pewien człowiek na wiadomość o tym, że potrzebujemy wydrukować plakaty i zrobić kampanię reklamową po to by wejść do Sevenowej finałowej ósemki zespołów , wyłożył na to pieniądze, nie spodziewaliśmy się tego. Urząd Miasta tutaj odmówił i nie pomógł nawet w ich dystrybucji.

Ewa: Miejscowi Was rozpoznają?
Marek, Witek , Michał: Tak! To jest przecież małe miasto.
Kacper: Ale zdarza się, że nieznane nam osoby podchodzą i zagadują, chwalą, gratulują.
Paweł: Ale nie każdego, mnie nikt , kurde, jeszcze nie rozpoznał że gram w Kompleksie! Serio, nikt, nigdy!

Ewa:  Kiedy pierwszy raz w Waszych głowach pojawiła się zielona lampka, która poprowadziła Was ku muzyce?
Paweł: W pierwszej klasie gimnazjum u mnie akurat. Kolega pokazał mi zespoły, które mnie zainspirowały i wciągnęły w świat muzyki. Zespoły takie jak np. SOAD. No i pomysł, żeby spróbować grać na gitarze, żeby zrobić coś zupełnie innego niż robiłem do tej pory.
Witek: U mnie w szóstej klasie podstawówki pojawiły się pierwsze zespoły rockowe, które nakierowały mnie na muzykę, którą później starałem się grać. Był to np. Linkin Park albo Coma.
Michał: Nie pamiętam momentu nagłego oświecenia że od teraz to „ Ooo! Będę grał muzykę” . W gimnazjum pojawił się pierwszy zespół, w którym śpiewałem a zawsze chciałem śpiewać. Chociaż ludzie mówili, że nie umiem śpiewać. Tak było w podstawówce i w gimnazjum. Całe życie borykam się z myślą czy umiem to w ogóle robić. Dopiero w tym zespole usłyszałem, ze dobrze to robię. Pierwszą piosenkę wymyśliłem w drugiej gimnazjum. „ Gdzie jesteś teraz” wtedy powstała. Ale zanim te pierwsze piosenki komuś w ogóle pokazałem to minęły dwa, trzy lata.
Marek: Piąta klasa podstawówki, fascynacja RHCP i ich basistą. W wakacje po piątej klasie dostałem swój pierwszy bas i tak zaczęła się moja przygoda z muzyką.
Kacper: Zespoły które wpłynęły na to co teraz muzycznie robię i lubię to też etap gimnazjum, ponieważ wcześniej słuchałem czegoś do czego teraz nie chciałbym się przyznawać, ze tego słuchałem. Myślę że gimnazjum to taki przełomowy moment.
Witek: To tak jak ja. Tyle, ze ja wygrałem, bo ja w szóstej podstawówki!
Kacper: Ale wtedy też gówna słuchałeś jeszcze.
Witek: W piątej gówna słuchałem. W szóstej już nie.
Paweł: Wcześniej słuchałem Eminema.
Kacper: Ja techno słuchałem
Witek: Ja techno i hip- hopu. W piątej byłem dresem takim zagorzałym, prawdziwym.

Ewa:  Inspirujecie się "Kombajnem do zbierania kur po wioskach". Mieliście okazje poznać muzyków tej grupy?
Marek: Mieliśmy okazję zobaczyć ich na koncercie. Zimą tego roku w Trójmieście. Jako zespół byliśmy jeszcze zbyt mali, żeby odważyć się podejść do nich. Próbowaliśmy, ale nie udało się, była ochrona. Przekazaliśmy płytę z naszym demo, której nie przesłuchali zapewne, a na płycie nie podaliśmy żadnych namiarów na nas, teraz to wiemy.
Paweł: Ale gdyby chcieli to na facebooku znaleźli by nas. ;)

Ewa: Pierwszy raz na scenie "zaliczyliście" w brodnickiej Stajni. Jakie wspomnienia posiadacie z tego koncertu?
Michał: Dużo stresu, duże zmęczenie.
Kacper: Dużo emocji, ale ja to dobrze wspominam.
Witek: Tak, ja to tez dobrze wspominam, chociaż byliśmy bardzo zmęczeni bo to było od razu następnego dnia po nagrywaniu demo. A w zasadzie jeszcze tego samego dnia co koncert , od rana kończyliśmy nagrywać demo w Toruniu i zwoziliśmy się z całym sprzętem ze studia nagrań bezpośrednio do Stajni na koncert.

Ewa:  Podobno za muzykami ustawia się sznurek panien. Zgadzacie się z tym?
Paweł: Do mnie nie, ale ja po koncercie sprzęt noszę.
Marek: Ja też.
Witek: A ja składam perkę.
Po przeanalizowaniu tej kwestii, żeby dać sensowną odpowiedź na to pytanie stwierdzamy, ze odnotowaliśmy jeden przypadek tego typu. A jedna dziewczyna „złapana w nasze zespołowe sieci” to nie to samo co sznurek panien…
Kacper: Dwa razy dostałem SMS-y dziwne od nieznanych mi dziewczyn po koncercie.
Paweł: Bo Ty jesteś wyjątkowy.
Michał: Zainteresowanie dziewczyn nie skoczyło jakoś radykalnie, ale skoczyło w górę nasze poczucie własnej wartości.

Ewa: Jesteście świeżo po festiwalu w Węgorzewie. Jaka jest Mazurska publika?
Paweł: Ona nie istnieje.
Kacper: Nie wiemy.
Michał: Nie poznaliśmy jej.
Witek: Nie mieliśmy z nią kontaktu, bo nieustannie padało. Podczas naszych koncertów akurat bardzo padało.
Kacper: Seven w tym roku to jednak festiwal ostrzejszej muzyki niż ta, którą my gramy. Publiczność w większości metalowa i ciężka i zaproszone zespoły „Gwiazdy” w większości też : TSA, Tiamat, Illusion, Korpiklaani… Dopiero kiedy tutaj przyjechałem to zdałem sobie sprawę, ze my z naszą muzyką tak do końca tutaj nie pasujemy. Kiedyś może tak, ale teraz to widać choćby po tym, który zespół dostał nagrodę publiczności i dziennikarzy – ten, który w konkursie grał najmocniej i najostrzej.
Witek: Festiwal ciężkiej muzyki był to w tym roku, to prawda. A poza tym mazurska publiczność na Seven oglądała tłumnie zaproszone Gwiazdy, a występy konkursowe ich raczej nie interesowały. Przed sceną konkursową przez cały czas trwania konkursu było pusto.

Ewa:  Przed Wami finał konkursu Fonografika Young Stage. Stresujecie się?
Nie.
Kacper: Ja czuję lekkie motylki w brzuchu.
Michał: Ja się ostatnio zupełnie nie stresuję występami, bardziej się cieszę na każdy kolejny.
Witek: Jeśli granie na konkursach traktuje się jak zwykłe granie na koncertach to wypada się dużo lepiej, nie dochodzi ten element stresu i nie myśli się o rywalizacji, nie dąży się do maksymalnej poprawności tylko gra się emocjami, a to się przekłada na jakość i wiarygodność.
Marek: Podczas festiwalu w Węgorzewie poznałem jeden z zespołów, który także pojawi się w finale Fonografiki. Umówiliśmy się na wspólne świętowanie po konkursie niezależnie od werdyktu.

Ewa:  Pracujecie nad debiutanckim krążkiem. Czy możecie coś nam o nim opowiedzieć?
Kacper: Jeszcze sobie nad nim popracujemy trochę , to jest dalszy plan, a bliżej mamy wygraną w etapie regionalnym Fonografiki czyli realizację i dystrybucję teledysku do utworu, nad którym to teledyskiem intensywnie teraz myślimy, zbieramy pomysły.
Paweł: Każdy utwór, nad którym pracujemy podczas prób jest pracą nad naszym krążkiem. Widzimy już teraz, że płyta będzie kompletnie inna niż nasze demo nagrywane pół roku temu. Idziemy muzycznie w stronę post rockową a oddalamy się od pop rocka czyli od naszej „ Pustej kartki”, która stała sie dla nas w tym momencie bardzo niewygodna, ale jest znana, śpiewana na koncertach i grywana w rozgłośniach radiowych.

Ewa:  Do jakich ludzi chcecie docierać?
Kacper: Do myślących. Wrażliwych.
Witek: Nasza publiczność nie tańczy pogo, nie skacze. Ciekawe jest to, że ludzie przed sceną siadają i nas słuchają. Słuchają tekstów. Starają się zrozumieć przekaz.

Ewa:  Czego byście nie zrobili, aby zaistnieć na krajowym rynku, muzycznym?
Michał: Gdybyśmy musieli cokolwiek zmieniać wbrew naszej woli, ale po to, żeby zaistnieć.
Witek: Nie pozwolilibyśmy na ingerencję w naszą muzykę. Nasza muzyka musi się nam podobać, a jeśli to się też podoba słuchającym to jesteśmy bardzo szczęśliwi. Nie zrobimy nigdy odwrotnie: pod ludzi a przy okazji jak nam się podoba to też dobrze. Tak nigdy.
Paweł: Potrzebujemy muzycznej wolności i niezależności. Wizerunkowej także. Nigdy nie ubierzemy się w np. lateks jeśli sami tego nie zaakceptujemy.

Ewa:  Jakie są Wasze muzyczne marzenia?
Kacper: Żyć z muzyki. Móc utrzymać się z grania muzyki.
Marek: Popieram. Myślę, że w przyszłym roku spróbujemy swoich sił na innych przeglądach ale nie na wszelkich możliwych, tylko kilku takich bliższych nam muzycznie, na których odnajdziemy się bardziej niż na Sevenie.
Michał: Mieć stałą, wierną publiczność, która słuchałaby nas… ja w sumie w tym momencie jestem spełniony muzycznie. Nasze marzenia muzyczne cały czas się spełniają. Istniejemy dla ludzi zaledwie pół roku a już mamy swoje dwa duże ogólnopolskie sukcesy i nadzieje na kolejne. Dopiero zaczynamy, jesteśmy na początku drogi. Wszystko przed nami.

Ewa: Czy posiadacie pozamuzyczne pasje?
Kacper: Ja tak. To jest dziwna pasja, matematyka. Uwielbiam matematykę. Jest moją odskocznią od muzyki .
Michał: Poza śpiewaniem i pisaniem tekstów piosenek piszę również poezję, zawsze marzyłem, żeby napisać książkę.
Paweł: Uwielbiam sport. Czytam książki. Uwielbiam oglądać anime.

Słówko od zespołu: Zdecydowanie bardziej wolimy granie od udzielania wywiadów. Wywiady są trudne i krępujące. Wyrażamy się w muzyce o wiele łatwiej i bardziej niż w poza muzycznym życiu .
Dziękujemy! ;)

Ewa: My również dziękujemy za ciekawy wywiad i życzymy podboju polskiej sceny muzycznej :D



piątek, 19 lipca 2013

Farben Lehre: "Człowiek i jego egzystencja to niewyczerpalne źródło natchnienia dla artystów..."

"Farben Lehre, polski zespół grający punk rock, który powstał w 1986 roku z inicjatywy Wojciecha Wojdy.
Pierwszy koncert zespołu miał miejsce w Płocku, 13 października. Następnie Farben Lehre koncertowało w całej Polsce, a także w Niemczech, Włoszech, Irlandii, Francji, Słowacji, Czechach, na Ukrainie i Białorusi. Na jednej scenie występowali, m.in. z Exploited, Die Toten Hosen, Vibrators, G.B.H., Dritte Wahl, Smola a Hrusky i Ine Kafe.

W 1990 byli jednymi z laureatów Festiwalu w Jarocinie. Ich pierwsza płyta, „Bez Pokory”, została wydana w 1991 roku. Zespół jest także pomysłodawcą festiwalu Punky Reggae Live, serii klubowych koncertów w klimatach punk & reggae.

Ostatnia płyta „Ferajna” ukazała się 9 paździenika 2009 roku, natomiast w lutym 2009 roku pojawiło się drugie w dyskografii FL koncertowe dvd, stanowiące zapis wrocławskiego koncertu, który odbył się w ramach trasy PRlive, w 2008 roku." (źródło: www.lastfm.pl/music/Farben+Lehre)

Joanna: Witajcie. Farben Lehre kojarzy mi się z niemiecką nazwą. Może któryś z członków zespołu ma niemieckie korzenie?
Farben Lehre:  Farben Lehre to nazwa, która faktycznie pochodzi z języka niemieckiego i w wolnym tłumaczeniu oznacza mniej więcej tyle co "nauka o barwach", "lekcja wychowania plastycznego". Natomiast jej geneza jest stricte polska, bowiem zaczerpnęliśmy ją z twórczości Juliana Tuwima, konkretnie z tomiku "Kwiaty Polskie". Doszukiwanie się wsród muzyków FL niemieckich korzeni to zatem błędna diagnoza. 

J: Nazwa zespołu została zaczerpnięta z poematu Juliana Tuwima. Lubicie jego wiersze?
FL: Z pierwszego składu FARBEN LEHRE tylko ja się ostałem, w związku z czym to pytanie bezpośrednio w moim kierunku. Tym bardziej, że to ja byłem pomysłodawcą nazwy dla kapeli. Szczerze mówiąc nie należę do fanów twórczości Tuwima, aczkolwiek szanuję jego werbalne dokonania i od czasu do czasu wracam do jego wierszy.

J: W dzisiejszych czasach dość mało osób słucha punku, a niektórzy nawet potępiają ten rodzaj muzyki, ale wam udało się zasłynąć. Jak to zrobiliście?
FL:  Z tym stwierdzeniem, że "mało osób słucha punk-rock'a" to bym trochę polemizował. Fakt, iż ta muzyka jest celowo i regularnie pomijana w oficjalnych mediach wcale nie oznacza, iż nie ma zainteresowania tym gatunkiem muzycznym. Pozory mylą... Tak samo jak nie bardzo podzielam opinię, iż niektórzy potępiają tę muzykę - prędzej zgodzę się z tezą, iż po prostu jej nie znają, bądź nie rozumieją. Nie wiem czy zasłynęliśmy czymś w jakimkolwiek stopniu, ale faktem jest, że konsekwentnie dążymy do celu, podążamy swoją własną drogą czyli po prostu robimy swoje. Jeżeli ktoś to zauważa, docenia czy szanuje, to bardzo nam miło z tego powodu. Jednakże ani kariera, ani sława, ani profity materialne nie są dla nas motorem napędzającym do działania. Lubimy to co robimy, a muzyka stała się naszym życiem. Myślę, że po prostu jesteśmy naturalnie płynącym źródłem, stąd też udaje nam się przetrwać rozmaite burze i wstrząsy, spotykające nas po drodze... Ot co...

J: Już raz zawiesiliście działalność zespołu. Nie macie czasami ochotę zrobić tego ponownie i zająć się czymś innym?
FL: Po raz kolejny muszę wyrazić odrębne zdanie. Zespół FARBEN LEHRE nawet na jeden dzień nie zawiesił swojej działalności. Fakt, iż przez chwilę się wyciszyliśmy i zamknęliśmy na kilka lat w sali do prób po całkowitej wymianie muzyków, nie jest tożsamym z przerwą w funkcjonowaniu kapeli. To tak na marginesie, celem sprostowania. Koncerty, tworzenie, wspóne muzykowanie dają nam wystarczająco dużo satysfakcji, aby nie zajmować się niczym innym. Znaleźliśmy swój cel w życiu i skutecznie od wielu lat go realizujemy. Nie przewiduję rychłej odmiany tej sytuacji...
 
J: Wasza ostatnia płyta „ACHTUNG 2012” jest naprawdę świetna oraz bardzo różniąca się od pozostałych. Co was zainspirowało do jej stworzenia?
FL: Cieszę się, że Ci się podoba... Co ciekawe w ocenie tego krążka jesteśmy wyjątkowo zgodni w zespole, bowiem uważamy, że to najlepsze wydawnictwo firmowane szyldem FARBEN LEHRE. Inspiracją do tytułu "Achtung 2012" była przepowiednia Majów, która - jak wiadomo - nie do końca się sprawdziła. Poszczególne teksty stanowią wypadkową moich życiowych doświadczeń ostatnich kilku lat, zaś muzycznie postanowiliśmy zrobić krok do przodu i pójść trochę odważniej. Stąd też z premedytacją zaprosiliśmy tak liczną ilość gości, któym na dodatek pozwoliliśmy na poważniejsze niż na wcześniejszych płytach rozwinięcie skrzydeł. Inspiracją jest życie i to co gra w nasych sercach i umysłach...  
 
J: Wojtku, jesteś autorem większości tekstów. Co Ci daje natchnienie do ich pisania?
FL: Zawsze odpowiadając na to pytanie powtarzam jedno magiczne słowo - życie. Tak naprawdę codziennie, na każdym kroku spotykają nas sytuacje, które inspirują do tworzenia kolejnych tekstów. Myślę, że człowiek i jego egzystencja to niewyczerpalne źródło natchnienia dla artystów...   

J: Gracie dużo koncertów w całym roku. Jak wam się udaje pogodzić życie prywatne z zawodowym?
FL: To faktycznie spory problem i mankament tak częstego grania koncertów. Praktycznie od wielu lat nie mamy normalnych wakacji, ani wolnych weekendów, na czym ewidentnie cierpią nasi najbliżsi. No ale życie często wymaga od nas trudnych wyborów, decyzji i trzeba sobie z tym jakoś radzić. Najważniejsze, iż nasze działania znajdują zrozumienie w oczach bliskich, którzy - co istotne - mocno nam kibicują i wspierają na każdym kroku. 

J: Jaką mieliście największą wpadkę podczas koncertu?
FL:  Zdarzały się jakieś drobne wpadki na naszych koncertach, ale nigdy nie były one aż tak znaczące, aby doprowadzić do jakiejś artystycznej klęski czy żenady. Stąd trudno przywołać mi jakąś jedną konkretną sytuację. Najbardziej pamiętam swoją osobistą wpadkę podczas pierwszego koncertu FARBEN LEHRE, w moim liceum czyli płockiej Jagiellonce, w październiku 1986 roku. Graliśmy w Dniu Nauczyciela, a ja po dwóch kawałkach powiedziałem słowa "a teraz komu się nie podoba, to może wyjść", które tak naprawdę wyprosiły grono pedagogiczne z sali. Ot takie małe faux pas :) Wtedy nie było mi jakoś specjalnie do śmiechu, ale dzisiaj wspominam cały ten epizod z dużym sentymentem.

J: Jakie posiadacie inne pasje poza muzyką?
FL:  A to każdy powinien odpowiadać za siebie... Ja na przykład mam kilka pasji, z których na pierwszym miejscu wymieniłbym podróże. Poznawanie świata, to coś mnie ewidentnie kręci. Ponadto lubię dobre kino i łapać ryby metodą spinningową, choć to ostatnie hobby nieco zaniedbałem. Mam nadzieję kiedyś nadrobić zaległości w tym temacie... 
 
J: Co jest dla was w życiu najważniejsze?
FL: Zdrowie... A oprócz tego trzeba dążyć do tego, aby być szczęśliwym i tak pokierować swoim życiem, aby na końcu swojej drogi powiedzieć dwa magiczne słowa: "było warto...". 
 
J: Co sądzicie o muzyce, którą puszczają teraźniejsze stacje radiowe?
FL:  Uważam, że media zatrzymały się na etapie szemranych układów i brylują w nieustannym manipulowaniu rynkiem muzycznym. Brudne biznesiki i koterie determinują to co jest emitowane na antenie. Dlatego dźwięki dominujące w eterze to miernota, przeciętniactwo i niestety żałosne pomruki ustawionych w interesie nieudaczników. W polskich mediach gra się szyldy, a nie piosenki, co zaprzecza wszelkim zasadom kreowania jakichkolwiek wartości artystycznych. Z kolei fakt, iż rodzima muzyka dominuje jedynie w paśmie nocnym większości stacji radiowych, oceniam jako działanie szkodliwe dla polskiej kultury. To karygodne praktyki... Pseudo-badania, na które powołują się niektóre ziutki z mediów to wciskanie ludziom taniego kitu. Dobrze wiem co mówię, bo tak się składa, iż pracowałem w radiu przez ponad 12 lat...
 
J: Najbardziej zabawna sytuacja, która spotkała was podczas trasy koncertowej?
FL: Nie pamiętam.
 
J:  Serdecznie dziękuję za wywiad i życzę wam jeszcze większych sukcesów. :)
FL: Dziękuję za życzliwość. Respect :)

niedziela, 14 lipca 2013

Witamy w naszej załodze!

Kochani,

Słoneczko pięknie świeci, a my po czasach wzmożonego lenistwa ruszyłyśmy do działania. Miesiąc przerwy w przeprowadzaniu wywiadów spowodowany był ,przyznam szczerze, naszym lenistwem. Ale przerwa się przydała i mamy nową energię. Ja(Ewa) wysłałam pytania do zespołu. Zrobiły one na mnie ogromne wrażenie i sądzę, że z dnia na dzień jestem lepsza! Dobra, koniec tego zachwytu nad sobą. Jeszcze miesiąc i popadnę w narcyzm. Czas przejść do rzeczy i zakończyć ten nic nie znaczący bełkot! Do naszego zespołu dołączyła Asia. Asia to fajna i kreatywna dziewczyna, której w duszy - tak jak nam - gra muzyka. To właśnie ona dodała nam szyku jakże piękną szatą graficzną...

Asiu rozgość się u nas. Do wanny nalej wody i kąp muzycznie gwiazdy! Mamy nadzieję, że nasza współpraca potrwa do końca świata i o jeden dzień dłużej...

pozdrawiam wszystkich,

Ewa