Mimo napiętego grafiku, wywiadu udzielił nam wokalista Juliusz Kamil, za co serdecznie dziękujemy!
Ewa: Każdy z Was, ma w swoim CV współpracę z czołowymi artystami polskiej branży muzycznej. Jednak postanowiliście w pewnym momencie odciąć pewnego rodzaju "pępowinę" i spróbować swoich sił w osobnym projekcie. Czy nie baliście się, że publika Was nie kupi, a Wy zostaniecie na lodzie?
Juliusz Kamil(Bliss): Bycie muzykiem, twórcą - zawsze wiąże się z ryzykiem, że praca którą się tworzy - nie zyska poklasku. Pojawia się wtedy pytanie - czy lepiej schlebiać gustom szerszej publiczności, czy zacisnąć pasa i zaryzykować, tworząc to, co nam w sercu gra. Przez wiele lat działalności błądziłem różnymi drogami, teraz po dobrych i złych doświadczeniach wiem, że najważniejsze jest, by być AUTENTYCZNYM, w tym co się robi.
E: W zespole panuje sielankowa, słodka atmosfera, czy może jednak dochodzi do kłótni?
J: W naszym zespole nie dochodzi do kłótni. Jesteśmy grupą przyjaciół, która razem buduje pewien wizerunek grupy. Zespół BLiSS to formuła, którą stworzyłem zapraszajac do współpracy swoich przyjaciół, których bardzo cenię i których opinię bardzo szanuję. To podejście tworzy zdrowy związek, w którym wymieniamy się pomysłami i tworzymy razem wspólną tożsamość, i repertuar. Cenimy się nawzajem. Oczywiście nie zawsze jest "słodko i sielankowo" jak mogłoby się wydawać, bo zdarzają się starcia poglądów i pomysłów na daną piosenkę, aranż, itd ;-) ale nie nazwałbym tego kłótniami, bo potrafimy merytorycznie rozstrzygnąć spory. Wiemy, że mamy wspólny cel - stworzyć piękną muzykę - i to jest miecz, który przecina nasze gordyjskie węzły.
E: Co jest lepsze - praca w studiu, czy koncerty?
J: Wszystko co wiąże się z muzyką, bardzo nas satysfakcjonuje. Praca w studiu to kompletnie inna bajka niż koncert. W studiu panuje radosna, twórcza atmosfera, wymieniamy się pomysłami, tworzymy wspólnie nowe piosenki, w które wkładamy wiele serca. Natomiast koncert to show, energia, power, publiczność, światła, dymy, czad! Uwielbiam to! Tęsknię za ludźmi, którzy przychodzą na nasze koncerty - bo przecież to właśnie dla Nich - i TYLKO dla nich tworzymy, gramy, istniejemy. Artysta NIE ISTNIEJE bez odbiorcy - to moje motto. To właśnie nasi słuchacze dają mi siłę i pozytywną energię do dalszej pracy.
E: Pewnie na Waszych koncertach przeważają fanki. Który z Was ma największe powodzenie?
J: A jaką miarą mierzyć to powodzenie?;-) Ja osobiście nie odczuwam jego skutków, tzw. "powodzenia". O3muję oczywiście miłe wiadomości na Facebooku, ale dotyczą one bardziej mojej muzyki niż mojego wizerunku - i to jest najcenniejsze. Bo muzyka w tym wszystkim jest najważniejsza i o nią przede wszystkim chodzi.
![]() |
źródło zdjęcia: www.gala.pl |
E: Wasze kobiety nie są zazdrosne?
J: O muzykę? Nie. ;-)
E: Najpierw był Must Be The Music, teraz The Voice of Poland? Czy pierwszy program nie spełnił Waszych oczekiwań?
J: MBTM doprowadził mnie do półrocznej depresji, ale był znakomitą lekcją życia. Pytanie - czy umiemy z takich lekcji wyciągnąć wnioski, mam nadzieję, że tak się właśnie stało. Wydaje mi się, że stając w szranki w konkursie w Polsacie nie byliśmy tak naprawdę na niego gotowi. Ja generalnie jestem przeciwnikiem konkursów muzycznych, bo uważam, że są takie niesprawiedliwe, muzyka to nie sport. W sporcie albo jesteś szybszy, albo wolniejszy, wtedy wygrywasz albo przegrywasz. Ale w muzyce? Jak to ocenić? Każdy ma zupełnie inny gust, inną wrażliwość. Kiedy jednak zaproszono mnie do TVoP - poczułem, że stęskniłem się jednak za całą tą atmosferą realizacji programu telewizyjnego. Uwielbiam scenę, pracę z kamerą, świtała, muzykę, to całe moje życie. Poza tym - pomyślałem sobie - jestem przecież wokalistą - to gdzie mam iść - do programu o gotowaniu? Format promujący wokalistów - to właściwe dla mnie miejsce. Dlatego przyjąłem zaproszenie. Bo to kolejna szansa zdobycia nowych odbiorców mojej i naszej muzyki. Czy wiecie ile kosztuje 30 sekund reklamy w prime-time'ie w telewizji? Setki tysięcy złotych! A mnie dano szansę wystąpienia przez 90 sekund ZA DARMO, w najlepszym czasie antenowym, z tym wszystkim co jest dla mnie najcenniejsze - z moją muzyką, z moją wrażliwością, z sercem na dłoni. Byłbym głupcem, gdybym z takiego zaproszenia nie skorzystał.
E: Juliuszu, Ty w The Voice of Poland, pracujesz nad swoim nazwiskiem. Co na to koledzy z zespołu? Masz ich "błogosławieństwo"?
J: Tak, bo oni wiedzą, że nawet jeśli tzw. wartość rynkowa marki "Juliusz Kamil" wzrośnie o wiele bardziej niż "BLiSS", to i tak ja ich wezmę ze sobą - przecież żeby grać koncerty - i tak będę potrzebował ich wsparcia. To jest przyjacielski układ, ufamy sobie i jesteśmy dorośli, tu nie ma miejsca na fochy "w piaskownicy". Format The Voice promuje pojedynczych, nie zespoły. Jeśli los da nam szansę - wykorzystamy ją i przyjdziemy do fanów Juliusza Kamila z naszą muzyką zespoły BLiSS.
E: Jaką trenerką jest Patrycja Markowska?
J: Wybrałem Patrycję, ponieważ to ją najbardziej wyczuwam "charakterologicznie". Oboje lubimy rocka i jednocześnie jesteśmy "wrażliwcami".
E: Czy w drużynie panuje rywalizacja?
J: Nie. Do momentu , aż dobrano nas w pary do bitew ;-) Tak jak powiedziałem w materiałach z prób - dla mnie to był zaszczyt móc zaśpiewać duet z tak przecudnym głosem, jaki posiada Natalia Nykiel. Walczyłem o to, żeby w tej bitwie wygrała przede wszystkim - MUZYKA. Życie nauczyło mnie przegrywać, wiec nie myślałem o bitwie w kategoriach - czy wygram, czy przegram. Chciałem z Natalią wykonać przepięknie duet. I mam nadzieję, że nam się udało.
E: Juliuszu, masz nieziemski głos, produkujesz plakaty, lepisz bałwany. Posiadasz jeszcze jakieś ukryte zdolności?
J: Tak, potrafię dłuuuuuugo spać! ;-))) O ukrytych zdolnościach niewiele wiem, ale np. bardzo lubię montować materiały video - teledyski, krótkie formy filmowe. Cały czas się uczę, a moją pasję staram się również wykorzystywać na potrzeby zespołu. Bardzo lubię też rysować, tworzyć grafiki.
E: Powróćmy do czasu Euro 2012. Co Was skłoniło do nagrania własnej wersji "Koko, koko Euro Spoko"?;) Muszę przyznać, że to był strzał w "10". Wiele osób uważa, iż jest to o milion razy lepsze od oryginału.
J: Szczerze? To był wynik poważnego zmęczenia w środku jednej nocy. Cała Polska nie wiedziała wtedy co począć ze świeżo wybranym sms-owym hymnem na Euro, a jednocześnie zewsząd była atakowana pięknym skądinąd utworem "Somebody I used 2 Know" Gotye. Śledziłem owej nocy różne tzw. "virale" na YouTube i na Facebook'u i przy którymś tym heinekenie zacząłem zachodzić w głowę - jak to się dzieje, że niektóre filmiki( np. taki świetnie śpiewający grubasek z gitarą z coverem "I'm sexy & Know it) robią "milionową" karierę, a inne nie. No i oczywiście włączyła mi się mi się tzw. "polska szabelka" pt. "cooo, ja nie potrafię stworzyć viral'a"??! ;-)))) no się zaczęło! ;-) Nagrałem w studiu sekcję rytmiczną, potem cymbałki, gitary, klawisze, flety i na końcu wokale. Wszystko w ciągu jednej nocy. 2 dni później zadzwoniono do mnie, czy nie wystąpiłbym z tym w "Pytaniu na śniadanie". Lawina ruszyła ;-) Na YouTube powstało wiele wariacji teledysku na podstawie tego nagrania. Żart jednej nocy zaczął żyć własnym życiem. Miliony wejść :-) A ja chcę tutaj dodać, że byłem na koncercie Gotye w Bazylei - i do dziś jestem zauroczony talentem, charyzmą i osobowością Wally'ego DeBackera(czyli Gotye)- uważam go za jednego z najwybitniejszych twórców i Artystów początku XXI wieku.
E: Jednak nie obyło się bez zgrzytów. Zespół Jarzębina doniósł na Was do prokuratury. Jaki był tego finał?
J: Było zabawnie, bo nie było żadnych podstaw prawnych by nas zaskarżyć. Po pierwsze - nie zarobiliśmy na naszej przeróbce nawet złamanego grosza. Nie osiagneliśmy( i nie było takiego celu) żadnych majątkowych korzyści. Po drugie - przy każdej oficjalnej publikacji naszej przeróbki była dołączona informacja, że autor muzyki to Wally DeBacker, autor textu to zespół Jarzębina - odpowiednie tantiemy za każdym razem trafiały do właściwych w/w adresatów. Po trzecie - manager, który chciał nas pozwać do sądu zapomniał na jakiej zasadzie rządzą się pastisze(będące osobną klasyfikację uwzględnioną przez ZAiKS), których setek dopuszczają się choćby kabarety, które wykorzystają znane hity i dopisują do nich inny, humorystyczny text. Pozwanie nas do sądu, za ten smaczny, artystyczny żart, byłoby wręcz żałosne. Tym bardziej w kontekście kontrowersji, jako Jarzębinki same "skradły" swoją melodię "Koko Euro Spoko z kompozycji kompozytora Wojciecha Kilara.
E: Czego mogę Wam życzyć?
J: Chyba tego, aby nasza wrażliwość muzyczna zaraziła jak najwięcej serc. I żebyśmy tym sercem grać jak najdłużej. ;-)
J: Rany, mam nadzieję, że nie przynudziłem za bardzo. ;-O Ogromnie dziękuję za rozmowę, pozdrawiam gorąco i mam nadzieję - do zobaczenia!
E: Ekipa naszego bloga dziękuje za wywiad i życzy wielu sukcesów muzycznych, oraz wygranej, dla Kamila, w programie The Voice of Poland!!! ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz